Oryginalną "Maskę" oglądałem w dzieciństwie tysiące razy i z pewnością mogę powiedzieć, że jest to jeden z filmów, do których mam szczególny sentyment. Niedawno udało mi się odkryć "Dziedzica maski", bo którego nie żywiłem jakichś wygórowanych oczekiwań, głównie z powodu ocen na forach. Finalnie jednak muszę przyznać że... da się ten film obejrzeć. Na pewno nie polecałbym go każdemu fanowi tego typu kina, jednak jako lekka, niewymagająca rozrywka na nocny seans z przyjacielem - nie był wcale aż taki zły. Jednak, czy jest to nadal "Maska"? Zdecydowanie nie. Brak Jima Carreya oraz jakichkolwiek ograniczeń i logiki niestety boli w oczy na tyle, że ten film nie jest godnym dziedzicem "Maski". Negatywnie na ocenę wpłynęło również do bólu hollywoodzkie i cukierkowe zakończenie, po którym rzygać chciało mi się jeszcze długo po seansie. Finalnie - 5/10 lub 4/10 z serduszkiem za dziecięcy sentyment.